
Szlak rowerowy wzdłóż rzeki Enns
Po odcinku Cieszyn – Wiedeń przyszedł czas na drugą część urlopu rowerowego. Znaleziona na kilka miesięcy przed wyjazdem trasa rowerowa Ennsradweg zainspirowała, aby ruszyć z rowerem w austriackie Alpy. Trasa opisywana jest jako jedna z najpiękniejszych w Europie, prowadzi wzdłuż rzeki Enns.


Z Salzburga do miejsca startu
Miejsce startu znajduje się z małej miejscowości Flachau, z Wiednia ruszamy pociągiem na zachód zatrzymując się w Salzburgu. Bilety niestety kupujemy dzień przed wyjazdem do Salzburga co słono kosztuje. Najlepiej kupować z kilku dniowym wyprzedzeniem, wtedy cena jest znacząco niższa.

Nie ma problemu aby trafić na pociąg, w którym można przewieźć rower. Bilet kupimy w aplikacji przewoźnika ÖBB. Ranne zwiedzanie Salzburga na rowerze – to była czysta przyjemność. Powolna objazdówka po zadbanych uliczki z wystawnymi witrynami sklepowymi. Ze znalezieniem miejsca na śniadanie był mały problem – wszędzie sporo osób, w jednej restauracji nie pasowaliśmy do dress code, no ale udało się. Z Salzburga czekała nas podróż pociągiem do Radstadt. Ze stacji kolejowej było jeszcze 15 km do startu trasy – miejscowości Flachau. Po 5 minutach wsadziliśmy rowery do autobusu i pojechaliśmy na miejsce docelowe.


Z Niskich Taurów w kierunku masywu Grimming
O 14:00 zaczęliśmy trasę (w sumie to zaczęliśmy zjeżdżać przez kilka pierwszych kilometrów :)). Co prawda profil trasy wydaje się pochyły to jednak zawiera trochę przewyższeń. Zaczynamy z wysokości 1026 metrów n.p.m. na końcu wioski Flachauwinkl u podnóża Niskich Taurów. Widoki zwalające z nóg, jedziemy szeroką doliną, a wokół dumnie spoglądają szczyty dwutysięczników.



Na trasie mijamy sporo lokalsów w większości na rowerach elektrycznych. Ze względu na późny start pierwszego dnia nie robimy dużo kilometrów, zatrzymujemy się wieczorem w Schladming w regionie Styrii.


Na przystanku autobusowym szukamy noclegu przez booking, trochę cienki wybór, ale udało się coś znaleźć bez konieczności robienia dużego podjazdu :). Po obiedzie udajemy się pod adres miejsca spoczynku. Na bookingu cisza, nikt nie pisał chociaż się zapowiedziałem. To nie wróżyło nic dobrego :), okazało się że domek jest pełen i nasza rezerwacja wynikła z błędu. To nie pierwsza taka sytuacja z bookowaniem noclegu na kilka godzin przed przyjazdem. Na szczęście mama właścicielki miała wolne pokoje w domku, który jest jeszcze trochę wyżej… Jedziemy zatem, my ciężko wgniatamy, a córka właścicielki która miała nas zaprowadzić na elektryku. Jesteśmy, spoceni, kalorie po obiedzie z pewnością spalone. Domek z widokiem na szczyty grupy Dachstein wynagradza cały wysiłek.



Etap drugi – Admont
Kolejny dzień, już chyba 6 na całej trasie i dalej plan dnia jest niezmienny: śniadanie i na rower. Chociaż tego dnia było inaczej, nie ruszyliśmy w trasę tylko do serwisu rowerowego, który był całe szczęście w centrum. Powodem była pęknięta szprycha w tylnym kole. Całe szczęście naprawa poszła od ręki. Szczerze mówiąc nie myślałem, że w miejscowości która ma powyżej 6 tys. mieszkańców będzie tak dobrze wyposażony serwis, ale to Austria i region turystyczny.

Tego dnia wykręcamy 89 km i lądujemy w malutkiej miejscowości Admont na skraju parku Parku Narodowego Gesäuse. Nocujemy w hotelu, który zapamiętamy na długo ze względu na „miłą” obsługę – ordnung muss sein. Gospodarz usilnie starał się wymusić komunikację w języku niemieckim pomimo tego, że była informacja o języku angielskim. W pokojach czas się trochę zatrzymał, ale cóż mały swój stary klimat :). W każdym razie spanie, pranie, jedzenie i w drogę. Ładujemy baterie i szykujemy się na jak się okazało na najcięższy odcinek.


Przez Alpy Wapienne do Steyr
Poruszamy się dalej w kierunku Steyr w otoczeniu kolejnego parku narodowego – Alp Wapiennych. To będzie niestety ostatni odcinek wśród Alp. Dzień jak co dzień – nie wiadomo gdzie zawiesić oko. Przewyższenia dają w kość, większość trasy na tym odcinku biegnie główną drogą, z której mieliśmy zjechać, ale okazało się to niemożliwe ze względu na wycinkę w lesie – trasa leśna była zamknięta. Pisali o tym na stronie trasy – tak nawet takie rzeczy są aktualizowane na bieżąco. Chociaż liczyliśmy, że się uda to Pan z okna usiłował nam wytłumaczyć, że jest to niemożliwe. Musieliśmy się cofnąć i wrócić na główną drogę. Duży ruch samochodowy dawał się we znaki i powodował psychiczny dyskomfort – było to wręcz męczące. Udało się znaleźć zjazd i bocznymi drogami dojechaliśmy do Steyr, po meldunku w hotelu czekał nas relaks na starówce Steyr 🙂

Meta – Linz
Ostatni dzień to prosta droga do Linz – koniec. Łącznie z odcinkiem Cieszyn – Wiedeń zrobiliśmy 720 km, 5 523 przewyższeń. Odcinek Ennsradweg to 263 km i 2300 przewyższenia. Zadowoleni ruszamy pociągiem do Wiednia, a potem do Polski (po długiej batalii pociągami). Ennsradweg to zdecydowanie najpiękniejsza trasa rowerowa, na dotychczas której byliśmy. Austria ma wiele do zaoferowania, organizacja turystyki rowerowe jest na wysokim poziomie, a serwisy internetowe typu radtouren.at pozwalają na wyznaczanie bajecznych tras – na pewno tutaj wrócimy.

